5 ODC. Z CYKLU #SPOŁECZNOŚĆ SALES ANGELS: “POZNAJMY SIĘ”- MAREK WIKIERA

Home/artykuł/5 ODC. Z CYKLU #SPOŁECZNOŚĆ SALES ANGELS: “POZNAJMY SIĘ”- MAREK WIKIERA

Człowiek ma w sobie ogromne pokłady siły, nie tylko fizycznej. Znacznie więcej jesteśmy w stanie zdobyć gdy trenujemy nasz mięsień … mózgu. Wtedy nawet ultramaratony na czterech pustyniach świata stają się osiągalne. W rozmowie z naszym gościem poruszamy tematy związane ze sportowymi extremami, treningiem mentalnym oraz jak nawyki zaczerpnięte ze sportu pomagają prowadzić biznes. W rozmowie z Marcinem Grelą – przedsiębiorca, trener mentalny, członek społeczności Sales Angels – Marek Wikiera

 

Rozmawia Marcin Grela, Sales Angels

Marcin Grela: Cześć Marku! Jak wiesz, prowadzimy teraz cykl wywiadów z najciekawszymi członkami naszej społeczności i tak się zdarzyło, że … do nich należysz. (śmiech) Czy masz pomysł skąd to się mogło wziąć?

Marek Wikiera: (śmiech) Kompletnie nie wiem. Mieszkam w Gdańsku, na wszystko patrzę z boku, staram się od 2 lat aktywnie uczestniczyć w życiu społeczności – to fakt, ale to tylko tyle..

MG: To ja powiem Ci korzystając z twardych danych – jesteś jedną z osób, która ma bardzo wysoką frekwencję w uczestniczeniu w spotkaniach Sales Angels, gratuluję! Do tego wspierasz nas komentując i udostępniając nasze treści w social media. Chcemy dziś przedstawić szerzej Twoją sylwetkę.
Zacznijmy od tego: Kim jest Marek Wikiera i czym się zajmuje?

MW: Po pierwsze jestem przedsiębiorcą. Od ponad 20 lat tworzę projekty biznesowe, zasiadam w zarządach spółek usługowych. Swoje zaangażowanie dzielę na część związaną z ochroną mienia i nieruchomościami oraz część związaną z mentoringiem, który rozwijam od 3 lat i to tutaj wkładam obecnie najwięcej swojego ciała i ducha.

MG: Jak to się stało, że taki skuteczny przedsiębiorca poszedł w tę stronę?

MW: Wydaje mi się, że przychodzi w życiu przedsiębiorcy po latach pracy i doświadczeń, wzlotów i upadków, taki moment, że odkrywa w sobie chęć dzielenia się. I taki moment przyszedł na mnie. Zaczęło się od dzielenia się doświadczeniami sportowymi, następnie biznesowymi, aż wróciłem do zainteresowań sprzed lat, czyli pracy z człowiekiem. Mam za sobą dwuletni epizod studiów psychologicznych, które musiałem przerwać ze względu na pracę. Po latach to do mnie „wróciło” lecz właśnie pod postacią mentoringu, treningu mentalnego.

MG: Czyli już wcześniej miałeś to zainteresowanie związane z psychologią. Skąd to się u Ciebie wzięło?

MW: Hm, nie umiem tego do końca wytłumaczyć. Zawsze było tak, że ludzie do mnie lgnęli, ufali mi, dzielili się, a ja się czułem „z tym” i „w tym” bardzo dobrze.

MG: Świetnie! Ta praca z człowiekiem do Ciebie po latach wróciła i rozumiem, że w tym momencie to Twoja główna usługa, którą promujesz? Wyjaśnij proszę dla tych osób, które mogą nie znać tego pojęcia – co to jest trening mentalny?

MW: Najkrócej rzecz ujmując, trening mentalny jest formą pracy nad rozwijaniem własnego potencjału i motywacji, przy zastosowaniu narzędzi z wielu dziedzin nauki.

Sam, nieświadomie, stosowałem narzędzia treningu mentalnego przygotowując się i startując w biegach przez pustynie. Później już świadomie zacząłem przenosić je do biznesu. Przed moim pierwszym pustynnym startem usłyszałem wypowiedź Adama Małysza, który mówił o tym jak wizualizuje sobie każdy swój skok i emocje z nim związane. Nie koniec zawodów, nie podium, tylko ten konkretny skok, który miał przed sobą.

Pomyślałem, że ja to samo mogę zastosować w bieganiu. Podczas przygotowań wyobrażałem sobie mój bieg, trudne momenty, jak sobie z nimi radzę, metę, emocje które wtedy będą mi towarzyszyć, medal wieszany na szyi. Pomagało…

To skłoniło mnie do zdobycia konkretnej wiedzy i narzędzi. Ukończyłem Akademię Trenerów Mentalnych Jakuba B. Bączka.

MG: Wspomniałeś o wizualizacji jako jednej z praktyk przy takim treningu. To jest temat promowany coraz bardziej na Polskim rynku i dużo mówi się o jego skuteczności. Jednak z drugiej strony mam wrażenie, że nie do końca „na poważnie” traktuje się te sposoby, np. wizualizacje. Czy mógłbyś opowiedzieć o swojej perspektywie, dlaczego tak się dzieje?

MW: Jasne. Pamiętam jak Kuba opowiadał o początkach współpracy z kadrą narodową siatkarzy. Wtedy nie mówiło się o treningu mentalnym, tylko z tego co pamiętam, o treningu relaksacyjnym. Zawodnicy z nieufnością podchodzili do tego zagadnienia. Pracuję z mentalem = coś ze mną jest nie tak. To podejście zmieniało się powoli, i z czasem zawodnicy nabierali zaufania. Efekt? Mistrzostwo świata w 2014 r.

Zobacz, gdybyśmy porównali poziom przygotowania fizycznego 5 najlepszych drużyn siatkarskich na świecie to jest on bardzo podobny. To gdzie szukać różnic? Właśnie w mentalu, w psychice. W tym jak zawodnicy radzą sobie z głową. Ale wizualizacja to nie jedyna technika.

Czy wiesz jak słaba jest nasza silna wola? (śmiech) Ona zużywa się w ciągu dnia.

MG: Zaintrygowałeś mnie. To jak sprawić, by jednak była silniejsza?

MW: Dla mnie silna wola jest jak mięsień. Meczy się, zużywa w ciągu dnia. Im bliżej wieczora tym jest słabszy. Przez to trudniej nam jest wykonać pewne zaplanowane czynności. Dlatego warto świadomie pewne swoje aktywności przenieść na rano.

Na pewno znasz te wszystkie „rozpraszacze”, które w ciągu dnia odciągają nas od wykonywania zasadniczych czynności. W tym wypadku narzędziem które proponuję moim klientom jest ustawienie alarmu w telefonie co trzy godziny. Kiedy odzywa się alarm masz przystanek STOP dla szybkiej autorefleksji: „Co zrobiłem przez ostatnie trzy godziny?”

Prostym i fajnym narzędziem, które stosuje jest też kalendarz, w którym klienci wpisują swoje zadania, a po ich wykonaniu wykreślają. Im więcej przekreśleń, tym trudniej zrezygnować z nadchodzącego. Dlaczego? Bo nie chcę przerwać tego ciągu moich małych sukcesów.

MG: Masz na myśli wykreślanie na kartce?

MW: Tak, lubię stosować kartki. Drukuję sobie kolejne tygodnie z zadaniami i wieszam w widocznym miejscu. Dzięki temu przechodząc obok, wielokrotnie w ciągu dnia widzę ilość zaznaczonych krzyżyków. Na mnie wpływa to rewelacyjnie i trudniej mi odpuścić.

MG: Na tej samej zasadzie działają aplikacje biegowe, gdy kończy się dystans to widać również podsumowanie ogólne całej trasy i gdy widzi się zrobionych ponad tysiąc kilometrów to pojawia się myśl: „Wow, to te kolejne pięć to dla mnie pestka!”

MW: Tak! Często przenoszę do biznesu swój przykład z biegu na pustyni. Dystans jaki pokonuję w ciągu 6 dni to tylko 250 km. 250 km to tylko ok. 40 km dziennie. 40 km podzielone są na odcinki między trzema punktami kontrolnymi, co ok. 10 km. Te 10 km to tylko 10 x 1000 m, 1000 m dzieli 5 chorągiewek wyznaczających trasę co 200 metrów. No to co – 200 metrów nie przebiegniesz?

MG: (śmiech) Aby do chorągiewki!

MW: Dokładnie. Są takie momenty, że jest tak ciężko! Wtedy biegniesz do chorągiewki, a następnie do kolejnej i kolejnej. Zwłaszcza w obecnej sytuacji biznesowej. Trzeba myśleć szybko i warto jest planować „moje 200 metrów.” I potem kolejne i kolejne. Najlepiej w schemacie:

Plan + szybkie działanie + korekta i znów plan + szybkie działanie + korekta. W moim odczuciu planowanie półroczne czy roczne w sytuacji pandemii nie ma większego sensu.

MG: Świetna wskazówka dla nas wszystkich ze świata sportu! Jako, że nie wiemy co się stanie za pół roku, lepiej skupić się na tym co tu i teraz, w najbliższym kwartale. Uważam, że powinniśmy szerzej poruszyć temat Twoich zmagań na pustyni, które już w tej rozmowie kilkukrotnie wybrzmiały.
Wiem, że jesteś skromny w tym sukcesie, ale trzeba podkreślić, że nie jesteś trenerem mentalnym, który tylko się oczytał i przeszedł masę kursów, ale jesteś przede wszystkim człowiekiem, których dokonał czegoś niesamowitego jako jedna z pierwszych w naszym kraju! Opowiedz, czym jest „4 Deserts”?

MW: „4 Deserts” to cykl biegów ultramaratońskich rozgrywanych na czterech największych pustyniach na świecie, w czterech extremach klimatycznych, na czterech kontynentach. Każdy z tych ultramaratonów to jest 250 km. Biegniemy przez cztery dni dystans ok 42 km, piątego dnia ok 80 km. Biegniemy niosąc na plecach jedzenie i wyposażenie potrzebne do przeżycia na pustyni 6 dni.

MG: Dla mnie jest to niebywałe i nieludzkie wręcz! Pomyślałem sobie, ile trzeba by mi było zapłacić, żebym to zrobił, (śmiech) a to jest wręcz odwrotnie!

MW: (śmiech) Tak, tak. Mój syn, kiedyś zapytał: „Tato, ile Ci za to płacą?” Kiedy powiedziałem, że to ja im płacę, nie mógł uwierzyć. (śmiech)

MG: Co było dla Ciebie najtrudniejsze z perspektywy uczestnika? W odniesieniu do całości, wysiłku, pracy mentalnej.

MW: Dobre pytanie. Minęło już trochę czasu od tamtego wydarzenia i wielu momentów nie pamiętam, ale przedstawię Ci jak się zmienia perspektywa. Zobacz: jeśli powiem Ci teraz, że dystans nie stanowi problemu to mi nie uwierzysz! (śmiech) Jednak tak jest naprawdę, on nie stanowi problemu bo jest podzielony na dni i odcinki. Trudność tego przedsięwzięcia to raczej suma wielu wyzwań, trudności. Ja ich naliczyłem 9. To jest oczywiście odległość, w sumie 1000 km, bagaż, który niesiemy na plecach, brak wody i jedzenia, ograniczona ilość i jakość snu, pozostawienie swoich firm czy pracy na długi czas (ok. 2 miesiące), odłączenie się od rodziny, koszt wydarzenia (to niemałe sumy). Jak widać, zliczając te wszystkie aspekty, mamy do czynienia z czymś bardzo wymagającym. Nie bez powodu magazyn „Time” umieścił ten wyścig na 6 miejscu w TOP 10 najtrudniejszych wyzwań wytrzymałościowych na świecie.

Suma tych wszystkich aspektów powoduje, że do dzisiaj ten wyścig w ciągu jednego roku ukończyło zaledwie 78 osób.

MG: Ciekawe, bo zwróciłeś uwagę na rzeczy poza samym bieganiem. Dla mnie sam bieg byłby ekstremalny! Jaka była najwyższa temperatura, którą mieliście na trasie?

MW: Zmierzona wynosiła 54 stopnie, najniższa minus 2 stopnie. Oczywiście temperatura odczuwalna była znacznie wyższa.

MG: Z tego co mówisz słyszę, że to nie warunki na trasie były najtrudniejsze a logistyka, całe przygotowanie przed, rozplanowanie trasy.

MW: Według mnie, to co dzieje się na pustyni to finał, przysłowiowa „wisienka na torcie.” Robota została wykonana wcześniej, tu w kraju. Trening fizyczny, trening mentalny, logistyka i strategia. Jechałem na pustynię i realizowałem zadanie i nawet jeśli bolało to wiedziałem, że to potrwa 6 dni, tylko 6 dni. Byłem skupiony na swoim celu. Ludzie często pytają, czy miałem w głowie trudne momenty i odpowiadam: „ Nie, nie miałem”. Byłem „sfokusowany” na cel, wiedziałem, że jadę, robię swoje i wracam. Tyle.

MG: Powiedziałeś teraz, że pojechałeś wykonać po prostu zadanie i przypomniało mi się jak się poznaliśmy i powiedziałeś mi coś takiego, ze Ty potrzebujesz celu. Domyślam się, że podczas przygotowań celem było to, by wykonać zadanie przebycia 4 Deserts, to w takim razie co się dzieje w głowie takiego zawodnika jak Ty, gdy już to osiągnie? Nagle jest pustka, czy od razu stawiasz sobie cel?

MW: Hm, niestety tak się zdarzyło, że po przebyciu 4 Deserts nie miałem jasno postawionego celu. Pytano się mnie: „Co teraz Marek?” Weź znajdź jakiś cel, który mógłby być równie atrakcyjny jak ten wyścig. Przez półtora roku „błąkałem się” szukając go. I dopiero po półtora roku, zupełnie przypadkiem, kolega pokazał mi filmik z Norseman’a, czyli ekstremalnego triathlonu. Na początek, ok. godz. 4 nad ranem, zawodnicy skaczą z promu samochodowego w czarną otchłań.

I wtedy pojawiła się TA iskra, zakochałem się w triathlonie. I już nie trzeba było żadnej motywacji! Wtedy postanowiłem, że zrobię wszystko, by to uczucie pustki już nigdy się nie pojawiło. Od tamtej pory mam zaplanowane starty na kilka lat do przodu. Najbliżej jest start z synem (17 l) na pustyni, potem ekstremalny triathlon na Saharze… dbam o to, by nie było tej pustki.

MG: Wiesz, ona czasem też jest potrzebna. Czasem człowiek musi się zgubić, by się odnaleźć. Być może to właśnie jest poszukiwanie tego, co jest ważne, zadawania pytań.

MW: W moim przypadku, było tak, że te ważne pytania pojawiały się na pustyniach. Po momentach resetu.

Badania pokazują, że po wakacjach podejmujemy najwięcej decyzji zmieniających nasze życie. Nie na początku roku tylko po wakacjach!

MG: No tak. Wtedy mamy czas na refleksję. Wyjeżdżamy, dwa tygodnie słuchamy szumu fal i zadajemy sobie pytania czy ja chcę robić to co robię?

MW: Tak, właśnie.

MG: Dochodzimy właśnie do takiego punktu w tej rozmowie, gdzie sobie myślę: „Kurczę, ten Marek to świetny facet! Robi inspirujące rzeczy, mówi z perspektywy praktyka – gdybym ja chciał przyjść do Ciebie po pomoc to jak to wygląda? Każdy się może zgłosić?

MW: Każdy może się zgłosić. Ale nie z każdym pracuję. W czasie pierwszego, bezpłatnego spotkania podejmuje decyzję czy jestem w stanie klientowi pomoc, a klient może się przekonać czy forma współpracy która proponuję mu odpowiada i czy jest tzw. chemia.

Klienci przychodzą do mnie z konkretnymi wyzwaniami i to właśnie nad nimi pracujemy. Pracujemy online. W systemie cotygodniowych 5 spotkań. W większości przypadków pracuję z właścicielami małych i średnich firm, z managerami, którzy niejednokrotnie w swoich decyzjach i działaniach są sami.

MG: Samotność lidera, tak?

MW: Tak. Ten element zawsze występuje. Ostatecznie lądujesz sam ze swoimi decyzjami lub ich brakiem.

MG: Powiedziałeś, że przychodzą właściciele – trzeba być multimilionerem, by móc sobie pozwolić na pracę z Tobą? Jest takie kryterium?

MW: (śmiech) Nie, nie! Po pierwszej, bezpłatnej rozmowie, jeśli klient wyrazi chęć dalszej pracy i pyta o stawkę, dostaje od mnie pierwsze zadanie: „Podaj kwotę za spotkanie, która będzie Cię „bolała”.

MG: Sprytne.

MW: Ludzie podejmują działanie z dwóch powodów: bólu lub ekscytacji przy czym czynnik bólu jest 5 razy silniejszy. W związku z tym podaj kwotę która będzie Cię bolała i mobilizowała do pracy i nieodpuszczania.

MG: No, fajne! Jak to powiedziałeś, to teraz wszyscy zainteresowani ze społeczności będą bardziej przygotowani na to pytanie (śmiech).

MW: (śmiech) Dla każdego to kwestia bardzo indywidualna, i odpowiedź na to pytanie nie jest wcale taka oczywista.

MG: Marku, ostatnie pytanie zawodowe – co najbardziej lubisz w tym co robisz?

MW: Kocham patrzeć jak osoby, które ze mną pracują wzrastają, przełamują się, pokonują swoje mentalne granice.

Ostatnio klientka podsumowała nasze 5 tygodni pracy: „Kurcze, gdzie ja byłam przez te wszystkie lata? Zamknęłam się w jakimś kokonie…”

Czasem mamy skłonność do zamykania się w swoim biznesie. Sam miałem podobnie. Sales Angels dla mnie jest elementem otwarcia, wyjścia do ludzi. Dodatkowo wiedza, kontakty, a przede wszystkim szersza perspektywa – to jest dla mnie cenne!

MG: A które to było Twoje pierwsze spotkanie?

MW: Z Wojtkiem Herrą („Jak sprzedawać wartością, a nie zabijać ceną?”). Przyszedłem specjalnie dla niego. I zostałem na dłużej. Bardzo dobrze czuję się w społeczności. Cenię sobie formuję spotkań. Zobacz, jeśli już przychodzisz gdzieś po pracy, na 17:00 i inwestujesz kilka godzin, to znak, że jest to ważne.

MG: To tak pierwsza selekcja można powiedzieć. Nikt nikomu nie każe, to świadczy o proaktywności, otwartości. Patrząc z perspektywy tych dwóch lat – które spotkanie było dla Ciebie najważniejsze, dało największą wartość?

MW: Hm.. wiesz co, nie wiem czy chciałbym stosować jakąś gradację. Dla mnie to się spina w jedną całość, a takim ważnym momentem był finał 2019 r. W konferencji uczestniczyło 500 osób, ale czuć było więź i społeczność! Spotkałem tam ludzi gotowych uczyć się i chłonąć wiedzę oraz dawać od siebie! To było mega wartościowe. Nie uczestniczyłem wcześniej w konferencji, gdzie czułbym się podobnie.

MG: To niesamowite, że o tym mówisz. Ostatnio słyszałem od jednego z uczestników, że bywał na wielu konferencjach i robił tak, że wchodził i wychodził – standardowo tak samo. U nas natomiast był na dwóch finałach 2018 i 2019 i powiedział, że z tego stolika, przy którym siedział ma kilka kontaktów, które pielęgnuje. Dla niego spotkania Sales Angels mają wymiar dodatkowej wartości w postaci znajomości na lata. Często powtarzam, że tę społeczność tworzą wyjątkowi ludzie i być może brzmi to jak slogan, ale tak jest!
Zapytałem o ekspertów bo widziałem, że również poza wydarzeniami z Sales Angels, uczęszczałeś na szkolenia do Tomka Zielińskiego.

MW: (śmiech) Tak, tak. Dlatego mówię, ciężko jest mi powiedzieć o najlepszych spotkaniach bo każdy z prelegentów wniósł jakąś wartość.

Będąc po półtora roku spotkań z ekspertami Sales Angels trafiłem na 6 h szkolenie eksperta „z zewnątrz” i przyznaję, że miałem moment: „ Co ja tu kurde robię?” Szkolenie było bardzo akademickie. Wtedy doceniłem, jak np. Basia Piasek jak automat strzela przykładami, a ja nie nadążam słuchać. Uświadomiłem sobie jak bardzo lubię uczuciowość wypowiedzi Tomka Zielińskiego albo jak podoba mi się gdy Adam Bernacki mówi o przyszłym konsumencie. Spotkania społeczności postawiły poprzeczkę bardzo wysoko.

MG: (śmiech) Często słyszę takie komentarze: „Marcin, u Ciebie to już wszyscy najlepsi wystąpili, ja nie wiem jak Ty trzymasz ten poziom”, Albo „Ty już tego poziomu nie podnoś, tylko utrzymuj”.  Dla mnie to też jest wyzwanie jako organizatora, by to zrealizować. Ja mam wielką radość z tego, że robimy dobre rzeczy, że „Sprzedawanie to pomaganie!”

MW: Tak, to jest namacalne. Moja działalność kiedyś, była bardzo związana ze sprzedażą i ja od tego uciekałem, a teraz wracam, wręcz z przyjemnością! Czasem, gdy znajomi pytają co jest w Sales Angels takiego ciekawego odpowiadam: „Wyobraź sobie szefa sprzedaży Pulsu Biznesu.(Wojciech Telenga, teraz już były szef sprzedaży) Jaką masz szansę, by się z nim spotkać? No nie masz. A jaką masz szansę, by być z nim „na Ty”? No nie masz. A ta społeczność Ci to daje.”

MG: Dzięki Marku za te słowa, za aktywny udział w życiu społeczności, za otwartość. Czy mógłbyś tak dla inspiracji dla osób czytających podzielić się książką, cytatem, myślą przewodnią, która Cię prowadzi w życiu?

MW: Jeśli chodzi o książki to aktualnie lubię biografie. Dziś czytam „Być jak Seal” i podziwiam niesamowitą dyscyplinę Davida Goggins’a, nie wyobrażam sobie jak silna jest jego psychika, jaką ma wytrzymałość na ból – wręcz cieszy się z niego! Gdyby nie ból to byśmy stali w miejscu – tak mówi. Ja wiem, że to jest dość „hardcorowe” co mówię, ale szukam inspiracji właśnie w takim człowieku!

MG: Tak, to jest ekstremalne. Niektórzy mówią, że nie ma żadnych granic, że robi najdziwniejsze rzeczy na świecie czerpiąc satysfakcję z bólu.

MW: Mam też cytat, który mi ostatnio mocno w duszy gra: “Wspomnienia to najważniejsze co zabierzemy ze sobą i co pozostawimy po sobie”.

Gdy to wypowiadam to myślę o swojej rodzinie, wręcz prawnukach, które się pojawią. Pomyślałem, co ja im po sobie zostawię. Jest taka teoria psychogenealogii, która mówi, że moje działania będą miały wpływ na wnuki i prawnuki. Często zastanawiam się co ja im dam za mojego życia, by oni byli lepszymi ludźmi. Najbliżej jest mój syn, więc chcę być dla niego wzorem – w sporcie, biznesie, życiu, w tym jak będzie traktował swoją partnerkę. To wyzwala we mnie potrzebę doskonalenia. Wychodzę też z założenia, że gdy dzieją się złe rzeczy, to ja mam szansę przerwać tę złą passę, ten krąg, który ciągnie się pokoleniami.

MG: Niesamowite. Jak to teraz powiedziałeś to mi się skojarzyło zdanie, że o poziomie świadomości człowieka świadczy to z jakiej perspektywy planuje. Większość ludzi planuje dzień jutrzejszy, a Ty planujesz pokolenia! (śmiech)

MW: (śmiech) Nie wiem co powiedzieć…

MG: Ja mam takie poczucie, że z Tobą można rozmawiać godzinami. Myślę, że kolejna okazja będzie już niedługo na spotkaniu Sales Angels we wrześniu. Dziękuję Ci za tę rozmowę.

MW: Dziękuję również!

 

Książki, które poleca Marek:

“Być jak SEAL” Jesse Itzler

 

Linki:

https://www.linkedin.com/in/marek-wikiera/

 

Zapraszamy do Społeczności Sales Angels!

https://www.linkedin.com/company/sales-angels-spolecznosc-ludzi-sprzedazy

https://www.facebook.com/SalesAngels